18 lutego 2010

Najbardziej (po)ważna zupa pod słońcem


Dziś przede mną prawdziwe wyzwanie, i to bynajmniej nie kulinarne ;)

Chciałabym napisać Wam o moim "dokonaniu", ale cóż można rzec o POMIDOROWEJ!?
Pomidorowa to zupa śmiertelnie poważna, więc żartem raczej się nie da... wzniośle też nie, ponieważ przyziemna jest do granic możliwości...

Pomidorówka chyba po prostu JEST...(i żyć się bez niej nie da, ot tak...)

Zapoznana w dzieciństwie, wpada czasem na obiad :)

Pozdrawiam,
Ola

16 lutego 2010

Bo prawdziwego studenta poznaje się po tym jak kończy…

UWAGA UWAGA, ogłaszamy wszem i wobec: OPERACJA O KRYPTONIMIE „SESJA ZIMOWA 2009/2010” ZAKOŃCZONA (wynik – 3:0 dla Nas) 

Wydawałoby się kolejna sesja… nie pierwsza, nie ostatnia więc czym tu się tak ekscytować…? Ale my chyba nigdy nie przywykniemy do tych stresów, napięcia, nieprzespanych nocy, nadmiaru energy drinków i kawy… cóż ambitne z Nas typy! Za każdym razem musimy dać z siebie wszystko! Dlatego dziś należała Nam się nagroda! 

I to nie tylko jedna...

Ta sesja jest szczególna z jeszcze  jednego powodu… jest w jakimś sensie pierwsza…
Pierwsza bez NIEJ… Z naszego niestrudzonego trio ostał się niezwykły duet. I choć cieszymy się, że M. spełnia marzenia, realizuje ambicje i plany tuż obok, po sąsiedzku, to nie przestaniemy za Nią tęsknić! 

Dlatego z tego miejsca, ślemy gorące pozdrowienia i krzyczymy na całe gardełka (żeby nawet w Warszawie było słychać): 

BRAKUJE NAM CIEBIE, KOCHAMY! :* 

14 lutego 2010

Są i tacy, co szpinak lubią :)

Wbrew pozorom niektóre dzieci uwielbiają szpinak! I ja bez bicia przyznaję się, że do tych "niektórych dzieci" należę :) Bo szpinak może być smaczny! Mnie przekonał o tym tata, który w mojej rodzinie jest mistrzem w jego przyrządzaniu. Za dawnych czasów, kiedy jeszcze było komu uprawiać przydomowy ogródek :P, szpinaku nie mogło w nim zabraknąć! A jego przyrządzanie, choć było zajęciem pochłaniającym pół dnia, sprawiało mi wielką frajdę. 
Teraz jednak cieszę się, że wystarczy sięgnąć do sklepowej zamrażarki i ten sam efekt osiągnąć bez większego wysiłku w niecałe 45 minut :)

Bo jak się okazuje przyrządzenie szpinaku to nic trudnego. Trzeba tylko w czasie sesji na chwilę wychylić nos zza sterty książek i zeszytów i znaleźć trochę chęci do gotowania!

Składniki na pyszny szpinak z jajkami: [dla 3 osób]
  •     paczka mrożonego szpinaku
  •     3 duże/6 małych cebulek
  •     4 jajka
  •     3 łyżki margaryny / 200 ml mleka
  •     pół kostki rosołowej, łyżeczka wegety
  •     ulubione przyprawy: czosnek, papryka, pietruszka, sól, pieprz

Sposób przygotowania:
  1. Cebulę kroimy w drobną kostkę. Wrzucamy do garnka razem z wodą (trzeba pamiętać o dolewaniu wody w razie potrzeby). Dodajemy wszystkie przyprawy i prużymy pod przykryciem aż do momentu, w którym cebula będzie miękka.
  2. W tym samym czasie na dużej patelni rozgrzewamy szpinak. Szpinak można rozgrzać na wodzie lub margarynie. Ja do wody dodałam kostkę rosołową, Wegetę, dużą szczyptę soli i pieprzu. 
  3. Kiedy cebula będzie miękka dodajemy ją do szpinaku.
  4. Wszystko podgrzewamy, następnie dodajemy margarynę i trochę śmietany lub zastępujemy tłuszcze mlekiem.
  5. Dodajemy jajka, całość mieszamy aż do uzyskania zwartej konsystencji.

Efekt końcowy tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że warto było poświęcić pół godziny na gotowanie. Teraz pozostaje delektować się smakiem :) Podobno najlepiej smakuje z ziemniaczanym purée (z odrobiną masła i śmietany).
Smacznego,
Natalia.

10 lutego 2010

Stoliczku nakryj się!

Kiedy sesja w pełni...
 

a mama przez telefon przypomina Ci, że trzeba jeść, wykluczając przy tym kanapki i mrożoną pizze (dla tych, którym nikt nie przypomniał: jedzenie – pokarm, żywność, to, co się wprowadza do organizmu, by zapewnić mu odpowiednie substancje do działania i odbudowy; także czynność spożywania pokarmu.), jedyne o czym marzysz, to żeby posiłek zrobił się szybko i w dodatku SAM! Tak tak Drogi Czytelniku, istnieją takie dania, które ja potrafię wyczarować! ;) Powiem więcej, istnieje cała grupa takich dań! A są nimi... ZUPY ;) 

Dziś serwujemy barszcz z zielonkami!

1.Gotujemy wywar warzywny
2.Dodajemy pokrojone w kostkę ziemniaki
3.Gdy ziemniaki będą miękkie wlewamy rozpuszczony barszcz biały instant (podobno można użyć "prawdziwego", ale "studentowi co studenckie...")
4.Wrzucamy podsmażoną kiełbaskę
5.Na koniec zielonki (zapytacie, skąd o tej porze roku grzyby... odpowiedz jest bardzo prosta... ze słoiczka od mamy! :D)


Smacznego!
(A w ogóle, mamy to strasznie funkcjonalna instytucja!)

Pozdrawiam,
Ola

7 lutego 2010

Krówkowy sen.

Zapach gorącego budyniu przygotowanego przez mamę to dla mnie esencja dzieciństwa. Teraz..po ponad 10 latach, i tym razem na własną rękę, odkrywam na nowo jego uroki. Rozmaite, kuszące smaki, zupełnie różne o tych zapamiętanych z tamtego czasu..  Łatwo, szybko i przyjemnie. Wszystko, czego tylko dusza zapragnie na wyciągnięcie ręki...
Tym razem wybór pada na smak krówkowy :) Nic trudnego. 
  • 3 szklanki mleka,
  • 3 łyżki cukru / a dla osób nieprzyswajających lub nie chcących przyswajać cukru (czyli dla mnie) odpowiednia ilość słodzika - około 12 tabletek.
Dwie szklanki mleka zagotowujemy z cukrem/słodzikiem. W trzeciej dokładnie mieszamy zawartość opakowania. Gdy mleko wrze wszystko łączymy mieszając energicznie! et voilà.


Jedyne co pozostaje to wyczekiwana konsumpcja.
Smacznego życzy: Natalia.

5 lutego 2010

Chińska zupa, co to Chińczyka na skośne oczy nie widziała.

Kuchnia studencka to…?

Tak tak, wiadomo, kanapka z pasztetem, wczorajsza pizza prosto z kartonowego opakowania, zupa chińska i inne instant kubki… i tego u Nas nie zabraknie ;). Postaramy się jednak udowodnić, że te stare prawdy to tylko półprawdy, a może nawet „ćwierćprawdy”, a student „nie samym proszkiem żyje”!

Ale zacznijmy jak zaczynać się powinno, czyli od początku.

Miało być tak…

Kończymy studia, doposażmy (a raczej wyposażamy) nasze nowiutkie, śliczniutkie kuchnie, uzupełniamy słoiczki o najbardziej egzotyczne i aromatyczne przyprawy, na parapetach lądują świeżutkie bazylie, a my uzbrojone w kucharskie księgi „najjaśniejszych z jasnych” zaczynamy naszą przygodę z kucharzeniem najwyższych lotów…

I tak będzie (co z Natalią uroczyście przysięgamy ;))!! Niemniej to za jakiś czas…

A w tak zwanym „międzyczasie” postanowiłyśmy pisać NASZ studencki „niby-kulinarny” blog.
To oznacza, że nie uświadczysz u Nas:
piekarnika, pięknych miseczek (a przynajmniej drogich), talerzy „od kompletu” (to znaczy od jakiegoś są, tylko każdy od innego), zdjęć robionych najnowszym cudem techniki, miksera, szafranu (przynajmniej jak dotąd) i pewnie można by tak długo.. 

W zamian jednak mamy:
GŁOWY PEŁNE POMYSŁÓW, OGRANICZONY BUDŻET (który wymusza na Nas kreatywność), FANTAZJĘ, PRAWDZIWĄ ZABAWĘ W(Z) GOTOWANIE(M), PRZESYŁKI OD MAMY I OPOWIEŚCI ZE STUDENCKIEGO ŻYCIA - „ŻYWCEM WZIĘTE”.

I tak o to, rodzi się nasze wspólne wirtualne dziecko, a sprawczyniami całego zamieszania są:

Ola (autorka wpisu), w której kuchni nie brakuje (o zgrozo!): żółtego sera, śmietany, instant produktów, osobnika płci męskiej, który czasem domaga się mięsa (więc i ono – mięso – będzie musiało się czasem pojawić), warzyw i wiele innych ;).

Natalka, która w swojej „akademikowej” kuchni ma: cztery palniki, indyka i brokułu na pęczki ;) (resztę to już niech dopowie sama zainteresowana (kolejny post należy do niej!)).


A zatem
3, 2, 1… START


Ściskamy mocno i zapraszamy do lektury,
Ola i Natalia!